Nie dalej jak we wtorek 25.października Prezes Naprzodu Janów spotkał się z przedstawicielami mediów. Kiedy pierwsze emocje po likwidacji drużyny seniorskiej najstarszego ze śląskich klubów opadły, Janusz Grycner w spokoju ujawnia szereg kuriozalnych decyzji podjętych przez PZHL w stosunku do Naprzodu Janów. Jak się okazało Związek w swoich działaniach miał popleczników, i to śląskich popleczników…

 

Z Prezesem Naprzodu Janów rozmawiał Redaktor Gazety Wyborczej, Maciej Blaut.

Związek zrobił sondę wśród klubów pierwszej ligi z pytaniem, czy chcą, abyśmy dołączyli do rozgrywek, które już trwają. Dowiedzieliśmy się, że jedynymi klubami, które się na to nie zgodziły były Polonia Bytom i HC GKS Katowice – mówi szef Naprzodu Janów

Jeszcze niedawno hokejowy klub z dzielnicy Katowic uchodził za jeden z najlepiej zorganizowanych w kraju. W ubiegłym roku popadł jednak w finansowe tarapaty, co skutkowało spadkiem z ekstraligi. Niedawno PZHL nie dopuścił nawet Naprzodu do gry w pierwszej lidze, więc jego seniorska drużyna przestała istnieć.

O problemach klubu i jego przyszłości mówi szef Naprzodu Janusz Grycner:

– To będzie opowieść o mojej walce o Naprzód, jaką stoczyłem w ostatnich miesiącach. Walce przegranej. Nie czuję się tym załamany, ale boli mnie, że tak łatwo przekreślono to, na co przez tyle lat pracowałem.

Kłopoty w klubie zaczęły się dwa i pół roku temu, co było efektem moich problemów rodzinnych. Od tego czasu Naprzód nie działał w sposób prawidłowy. Z braku czasu nie miałem odpowiedniego nadzoru nad drużyną, nie dbałem o poprawne relacje ze sponsorami. Końcówka poprzedniego sezonu, gdy spadaliśmy z ekstraligi, to już była masakra, bo nie panowałem nad niczym.

Nie chciałem w pierwszej lidze budować nowego Naprzodu, który udawałby, że z tym starym nie ma nic wspólnego. Uznałem, że będzie bardziej honorowo, jeśli to ja wyprowadzę sprawy na prostą.

W pewnym momencie miasto zasugerowało mi, abym do ligi zgłosił drużynę pod szyldem MUKS-u (Międzyszkolny Uczniowski Klub Sportowy zajmował się dotąd tylko młodzieżą – przyp. red.). Od tego zaczął się cyrk. W PZHL-u uznano bowiem, że chcę uniknąć płacenia starych zobowiązań. Tymczasem w ostatnich miesiącach spłaciłem około połowę zaległości klubowych, przede wszystkim wobec ZUS-u, Urzędu Skarbowego i miasta. Następnym etapem miała być spłata zobowiązań wobec zawodników. Zobowiązanie w tej sprawie złożyłem nawet w biurze PZHL-u.

Jednak jako że zgłosiliśmy drużynę do rozgrywek po terminie, to nasz wniosek został odrzucony. Dopiero odwołanie poskutkowało. Potem był już taki kabaret, że sam się w tym czasem gubię…

Tym razem PZHL nie przyznał nam licencji i znów musieliśmy się odwoływać. Gdy Komisja Odwoławcza jednak przyznała nam rację, to jeden z członków zarządu PZHL-u ostrzegł mnie, abym się za wcześnie nie cieszył. Miał rację, bo PZHL odmówił zweryfikowania naszej drużyny przed rozgrywkami. Po raz trzeci trafiliśmy do Komisji Odwoławczej, ale tym razem nasz wniosek odrzucono […]

 
Całość dostępna na stronach katowickiej Gazety Wyborczej